|
Michał Bajor - FORUM
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Karline zBAJORowany
Dołączył: 04 Sie 2008 Posty: 3893 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 137 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: z plutona Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 12:09, 02 Mar 2014 Temat postu: Cała sala... klaszcze z nami-czyli Michał Bajor w Lubinie ;) |
|
|
Dobry wieczór Państwo
a właściwie to już dzień dobry, bo przecież mamy niedzielny poranek 2. marca.
Wiosenne słoneczko nieśmiało zagląda nam do okien i budzi dzieci, kwiaty, rybki i kota śpiącego gdzieś na kaloryferze.
U mnie w mieszkaniu, jak do tej pory, obudziło tylko mnie, bo ani dzieci ani kota ani rybek nie posiadam, a kwiatów na szczęście podlewać nie muszę.
A skoro jestem już na nogach i żaden kot bądź też małe bobo nie pałęta się pod nogami i nie muszę tego karmić i przewijać, to pomyślałam, że może warto by było jeszcze raz przespacerować się po lubińskim CK Muza, gdzie w piątkowy wieczór Michał Bajor promował swoją najnowszą płytę.
Zanim jednak znajdziemy się w tym przybytku kultury (piszę bez ironii, bo lubinianie są świetnie przygotowani technicznie - moje gratulacje, pewnie jeszcze kiedyś się skuszę ), to chciałam powiedzieć, że wyjazd z Wrocławia w piątkowe popołudnie jest tak samo możliwy, jak to, że w spacerując po świdnickim rynku, zauważysz jak macha do ciebie sam Michał Bajor. Cóż... Wrocław "pokonany" - cuda się zdarzają
Po opuszczeniu miasta, przy dość sporej ilości klątw rzucanych na samochody przed i za nami, nie zliczę tych, które powędrowały w stronę gadającego okienka z mapą (!!), razem z Beatą (zostawiłaś u mnie futerał na aparat, już go nie ma, wystawiłam na allegro ) mogłyśmy rozpocząć "szosowanie" w kierunku obranego celu.
Na miejsce dotarłyśmy z zapasem czasu, więc spokojnie mogłyśmy się rozejrzeć i zasiąść wygodnie w fotelach.
No i się zaczęło
UWAGA! UWAGA! Odjazd ze stacji Lubin-Centrum Kultury w nieznanym kierunku! Pasażerowie są proszeni o... zapięcie pasów, wyłączenie na czas podróży wszelkich urządzeń naprowadzających, zdjęcia zrobimy na jednym z przystanków, co byście Ludziska mieli pamiątkę po wycieczce
no i ruuuuszyliśmy.
gwizd lokomotywy oznajmił, że czas zapomnieć o trzaskających drzwiach, pasażerach wskakujących do wagonu w ostatniej chwili i Konduktorze, który oznajmił, że życzy przyjemnego wieczoru. Bilety skasowane, nikt więc nie będzie nam przeszkadzał w naszej wędrówce
Na pierwszej stacji Przewodnik pomyślał, że dobrze by było najpierw spojrzeć na mapę, zanim gdziekolwiek się udamy. Jak się okazało po chwili, zapomniał czegoś z domu, więc w te pędy ruszyliśmy za nim do Opola. Kiedy Michał poleciał do domu (zapewne na pierogi), pasażerowie pociągu postanowili udać się do pobliskiego Amfiteatru Tysiąclecia, w którym echa przeszłości przypominają, jak rodziły się festiwale. Zorientowani w czaso-przestrzeni pasażerowie dostrzegli tam małego, rudego chłopaka, który skradając się za kępą drzew, oglądał próbę koncertu Marka Grechuty. To pewnie uczeń tutejszej podstawówki, któremu nudziło się na matematyce, poszedł więc do amfiteatru, by przyglądać się próbom do koncertu.
Gdy już chcieliśmy pójść śladami chłopca i również skierować wzrok i słuch na scenę, znowu pojawił się Michał i trzeba było oderwać się od wspomnień minionych dziesięcioleci i biec dalej.. dalej...
W pociągu spotkaliśmy grupkę studentów, którzy właśnie opuszczali kraj, by zarobić na studia, na imprezy, na życie. Miny mieli wesołe, ich oczy śmiały się jakby od rana pili przynajmniej dobrego francuskiego szampana. Dziwiło nas tylko to, że młodzi ludzie powbijali się w jasne garnitury... po co...? Zapytaliśmy - sami nie wiedzieli.. ot... jak kazali to się ubrali..
No cóż - życzmy im szczęścia, niech praca będzie lekka, łatwa i przyjemna, niech wrócą bogaci
A my jedziemy dalej.
Przez góry i pola, przez tunel, przez las. I śpieszmy się, śpieszmy by zdążyć na czas... Początek drogi był niezwykle udany, kto wie co przyniosą następne stacje.
A przyniosły nam... wizytę w stolicy.
Biuro podróży, które wybraliśmy na tę wycieczkę słynie z tego, że poleca swoim klientom urokliwe trasy po Warszawie.
Przewodnik musiał odpocząć, więc przez chwilę zastąpił go... student PWST, któremu niestety noga powinęła się we Francji i ani garnitur, ani znajomość języka polskiego nie zagwarantowały pracy.
Wrócił więc do kraju pociągiem o 20:45 i następnego dnia stawił się do pracy "za strawy miskę albo za marne grosze" w Warszawie. No i przyjęli go w tym biurze podróży.
Nie wiem czemu, ale wydawało mi się przez chwilę, że już gdzieś tego chłopaka widziałam...
Przewodnik wyskoczył na jarzębiaka, zabrał ze sobą zeszyt i ołówek, w nadziei, że spotka jakiegoś dobrego tekściarza, któremu drinka by postawił, a my zostaliśmy z tym chudym rudzielcem świeżo po maturze.
No i co taki młokos może wiedzieć o Warszawie, zwłaszcza że on na warszawiaka raczej nie wygląda. Jedyne słowo jakie ciśnie się na usta to "Nic...". Jednak Przewodnik tak go zachwalał, że grzech nie pójść na spacer uliczkami Warszawy w jego towarzystwie. Ciekawość w pasażerach wzięła górę. Po chwili już wędrowaliśmy Królewskim Traktem, a chłopak nucił nam stare miłosne francuskie piosenki i wcale dobrze zmyślał teksty... po polsku.
Okazało się również, że chłopak ma dość liczne znajomości, załatwił nam wejściówkę do Ateneum, poznał z Młynarskim i Jandą. Na koniec poprosił o ciszę, abyśmy w skupieniu wysłuchali "Walca na tysiąc taktów".
Zanim piosenka się skończyła, chłopak wyparował jak kamfora.
Zza kotary w tej chwili znów wyjrzał Michał, nasz drogi Przewodnik po parkach rozrywki, teatrach i muzeach piosenki nie tylko polskiej. Tekściarza w barze mlecznym niestety nie spotkał, więc wrócił po nas i ruszyliśmy w naszą podróż dookoła świata ponownie.
Zaproponował, byśmy udali się najpierw do Londynu, a potem na Florydę. W Londynie chciał nam pokazać... mgłę, a na Florydzie.. sklep z grzebieniami..
dość osobliwa ta wycieczka, nie powiem... strach się bać co będzie dalej.
Przewodnik stwierdził również, że skoro już jesteśmy w Ameryce, to zawiezie nas taksówkami na Broadway. Grają "Damę kameliową", którą polecają nawet masażystki, więc grzech nie skorzystać.
Po spektaklu zwiedziliśmy jeszcze Manhattan, który nie zna snu, wpadliśmy na obiad do znajomych Przewodnika i stamtąd już prosto na lotnisko.
Myśleliśmy, że lecimy do Polski - ale nie...
Przewodnikowi pomyliły się trasy, i wylądowaliśmy w jakimś kasynie w Monte Carlo czy w Las Vegas... i może bym wygrała, ale okazało się, że ruletka była felerna, a karty znaczone.
Po przegranej w kasynie mogliśmy co najwyżej pospacerować po parku krajobrazowym pełnym grzechotników, kotów i małp. Jedno groźniejsze od drugiego, więc postanowiliśmy się jednak wycofać, a potem z krzykiem uciekać, gdzie pieprz rośnie...
A pieprz rośnie... w Argentynie.
Wbiegliśmy na jakieś podwórko w Buenos Aires, koty już nas nie dogonią, ale doścignął nas dźwięk tanga, które akurat w tym kraju jest tańcem wyjątkowo lubianym. Tańczą go nawet diabły.
Niesamowite jest to, ile pasji może być w tym jednym tańcu... Aż chciałoby się zakrzyknąć "Ogrzej mnie!".
Nie było jednak do kogo, Przewodnik poszedł bowiem w tango z jakąś Argentynką o wdzięcznym imieniu Evita...
Ani się obejrzeliśmy, jak zostaliśmy sami, zapadła cisza... Wśród zebranych snuło się jedynie echo ostatniego słowa Przewodnika "Ollle!".
Pomknęliśmy więc pociągiem na lotnisko, by się wydostać z tego ciepłego kontynentu. Niestety bezpośrednich połączeń do Warszawy nie było, Trzeba było lecieć przez Madryt.
Szybka narada, lecimy!
Przesiadka w Madrycie, kusząca sprawa. Życie klubowe zaczyna się tam o 22, więc spokojnie, zdążymy jeszcze się pobawić.
Z lotniska wparowaliśmy do pierwszego napotkanego klubu i... przeżyliśmy szok kulturowy. Ze sceny leciało polskie flamenco, Gitarzysta rwał struny gitary... a zza kotary wynurzył się.. nasz Przewodnik. Jakież było nasze zdziwienie.
Wytłumaczył się potem, że diabli nadali tę Evitę. Jakiś menadżer wynajął ją by go namówiła do wyjazdu do Włoch, bo tam kariera, spaghetti i wino. Kiedy się nie zgodził na Włochy, to załatwili mu fuchę w Hiszpanii. Raczej na czarno, bo pozwolenie na pracę zostawił we Francji...
Wyczarterowanym diablo-lotem odstawili go pod klub i kazali śpiewać.
No to wykupiliśmy Przewodnika z diabelskich sideł, ktoś oddał ponczo, ktoś ukulele, ktoś tam jeszcze nieszczęsny grzebień z Florydy i jakoś dobiliśmy targu z diabłem.
Wróciliśmy biedniejsi o parę pamiątek, ale bogatsi o nowe doświadczenia.
W podziękowaniu za ratunek i chyba w przypływie emocji, Przewodnik powiedział, że wszystkich nas kocha. W tajemnicy dodał, że wszędzie jeździ ze swoim bratem bliźniakiem, bo we dwóch zawsze raźniej i ciekawiej.
Bliźniaki w Polsce zawsze robiły karierę, to trzeba przyznać.
Rozmowy ciągnęły się długo
i pewno by jeszcze potrwały,
lecz pociąg już bieg swój zakończył,
więc każdy ten postój pochwalił
Zaś kiedy wyszliśmy z wagonów
to nagleśmy w zdumieniu usiedli,
ktoś spytał: więc gdzie my jesteśmy?
usłyszał: na razie tu gdzieśmy wsiedli!
tylko cicho... cicho... cicho... cicho...
Owacjami na stojąco w podziękowaniu za podróż pełną emocji, lubinianie i turyści pożegnali Przewodnika z nadzieją, że może wkrótce się spotkają...
PS
Lubińska Publiczność dała radę!!! no
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Karline dnia Nie 22:17, 02 Mar 2014, w całości zmieniany 3 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
acort Kulis Duch
Dołączył: 05 Paź 2013 Posty: 73 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:49, 02 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Wow, niesamowita relacjo-opowieść . Jestem pod wrażeniem
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Jolusia Usiłuje się pogłębiać
Dołączył: 17 Sty 2013 Posty: 156 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 23:27, 02 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
To się nazywa "Lekkie Pióro". Gratuluję udanej opowieści, aż się można było pogubić
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
beata buda Charakterystyczny
Dołączył: 07 Sie 2011 Posty: 371 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: WROCLAW Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 0:15, 03 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
No tak, relacja Karoliny świetna, jak zwykle.....
I bardzo prawdziwa..... o tych przekleństwach też.......
Ale jak mogło być inaczej, skoro niezrozumiałą decyzją nawigacji, zostałyśmy ściągnięte z autostrady i wrzucone w dramatycznie zakorkowaną lokalną drogę, ryzykując,że zajedziemy pod ośrodek kultury w momencie gdy Michał będzie akurat schodził za kulisy po ostatnim bisie.....
Na szczęście w końcu droga się odblokowała i nie doszło do tragedii........
A stracić TAKI koncert byłoby naprawdę niepowetowaną stratą!!!
Michał znów w wybornej formie , silny, donośny, krystaliczny głos, bez śladów niedawnych niedomagań, wyraźna lekkość śpiewania, świetny humor i kapitalna relacja z publicznością....
Ależ czarował mocą i przepiękną barwą swojego głosu .....Aż wibrowało w uszach... i upajało...... bezgranicznie.... Emocje udzieliły się także sprzętom, bo aparat Karoliny, z niewiadomych przyczyn, w trakcie koncertu nagle rozpadł się na części..... a mnie otworzyła się torebka i wyleciała na podłogę połowa jej zawartości....
Gdy koncert się skończył, długo nie mogłam unieść się z krzesła, a gdy w końcu wstałam, czułam, że wyraźnie się zataczam,jak po porządnym kielichu wysokoprocentowego trunku....
I stan ten trwał i trwał, aż się bałam za kierownicę siadać.....
Nie można też nie wspomnieć o GENIALNEJ publiczności........
Zgotowała Mistrzowi prawdziwie ogniste owacje po każdej piosence, rozbrzmiewały okrzyki zachwytu i było widać, że Michałowi bardzo jest miło... Aż to nawet skomentował, dziękując za tak żywiołowe reakcje.
Fenomenalna była też akustyka, bo chociaż muzycy dali z siebie maksimum mocy i o mało nie roznieśli swoich instrumentów w drobny pył, to jednak absolutnie nie zagłuszało to Michałowego śpiewu, a jedynie niezwykle podgrzewało temperaturę występu...
Reasumując, był to zdecydowanie jeden z najlepszych koncertów Michała, w jakich zdarzyło mi się uczestniczyć
A później, za kulisami, też ciekawie było, oj ciekawie.... Prawda Karline ?
Co do futerału, jak go sprzedasz z solidnym zyskiem, mamy kasę na następne koncerty
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez beata buda dnia Pon 0:28, 03 Mar 2014, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Karline zBAJORowany
Dołączył: 04 Sie 2008 Posty: 3893 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 137 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: z plutona Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 8:38, 03 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Beata napisał: | Emocje udzieliły się także sprzętom, bo aparat Karoliny, z niewiadomych przyczyn, w trakcie koncertu nagle rozpadł się na części..... a mnie otworzyła się torebka i wyleciała na podłogę połowa jej zawartości |
aparat rozleciał się z przyczyn jak najbardziej wiadomych - przy standing ovation zapomniałam, że go mam i walnęłam parę razy w niego ręką...
no to się zbuntował i posypał
całe szczęście - dane nieuszkodzone, bo w przypadku koncertów Michała różnie bywa nie tylko ze sprzętami ale i z danymi
ale jak już pozbierałam części i kawałki i "sklejałam" naprędce wszystko w całość po zapaleniu świateł, to dopiero było śmiesznie
bo stoję sobie pod sceną, kończę prace monterskie, komentujemy z Beatą koncert, a tu nagle podchodzi jakaś Pani i pyta o płyty, podpisy, kto, gdzie, czy można..
no to pokierowałam i poszła.
przy szatni to samo, inna Pani - gdzie płyty, czy podpisy... - wskazałam, poszła
muszę się zorientować ile zarabiają pracownicy informacji turystycznej
Beata napisał: |
A później, za kulisami, też ciekawie było, oj ciekawie.... Prawda Karline ? |
nie skomentuję
chociaż... dlaczego by nie...
na Forum mamy taki temat "Bajor - mistrz promocji"
koniec komentarza
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|