|
Michał Bajor - FORUM
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Karline zBAJORowany
Dołączył: 04 Sie 2008 Posty: 3893 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 137 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: z plutona Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 22:35, 19 Kwi 2013 Temat postu: Drżący wrzask Michała Bajora - Jakub Żulczyk, Przekrój |
|
|
Istnieje taki gatunek muzyki, który jest integralnie zrośnięty z kulturą polską. To nie disco polo, ale piosenka aktorska.
Gdyby zapytać przeciętnego Polaka o rdzenną polską muzykę, ten zapewne bez wahania wskazałby disco polo. Niby jest coś na rzeczy, ale tak naprawdę disco polo również jest amalgamatem, konkretniej – weselnej, polskiej przyśpiewki z wpływami zachodniej muzyki tanecznej, najpierw italo disco, a następnie siermiężnego dance'u zza Odry. Disco polo jest na pozór naszą muzyką narodową, ale ja w tym miejscu przyznam się skromnie do pewnego olśnienia. Wydaje mi się, że jest inny rodzaj muzyki, integralnie zrośnięty z kulturą polską, wymykający się ścisłym ramom gatunkowym, ale mający pewne wspólne cechy dystynktywne. Tą muzyką jest szeroko pojęta piosenka aktorska.
Doznałem tego olśnienia, słuchając zespołu Dr Misio, dowodzonego przez aktora Arkadiusza Jakubika, zespołu, który pomimo usilnego reklamowania się jako pełnokrwisty rock'n'roll brzmi raczej jak nieślubne i lekko otępiałe od trzymania w beczce dziecko Pidżamy Porno, Świetlików i Yugotonu. Stylistycznie wszystko by się zgadzało, Dr Misio z innym wokalistą grałby pewnie przez następne 20 lat supporty przed Happysad, no ale w Dr. Misiu mikrofon dzierży Jakubik. Otóż Bogdan z „Drogówki" interpretuje na tym ciut kartonowym muzycznym tle teksty Krzysztofa Vargi, wcielając się w rolę lekko obleśnego, skacowanego życiem faceta w klinicznej fazie wieku średniego, który realizuje swoje odwieczne marzenie o dowodzeniu rockowym bandem z impetem, nie przymierzając, Tomka Karolaka z „39 i pół". Dziennikarze muzyczni twierdzą, że Dr Misio to rock. No cóż, może ze względu na obecność gitary elektrycznej ta muzyka zachowuje jakieś pozory rocka, ale tak naprawdę to piosenka aktorska w czystym wydaniu. Płyta Dr. Misio wcale nie jest rockowym albumem na takiej zasadzie, na jakiej jest nim, dajmy na to, „Never Mind the Bollocks". Jest napisanym przez zewnętrznego tekściarza recitalem.
Polacy, nie wiedzieć czemu, kochają piosenkę aktorską. Kochają ją tak bardzo, że jest ona osobnym przedmiotem na uczelniach aktorskich już od lat 50. Na Zachodzie muzyczna kariera aktora równoległa do jego drogi filmowej jest przynależna raczej osobnikom kuriozalnym, działającym na granicach popkulturowej ekstremy – mam na myśli Davida Hasselhoffa, Telly'ego Savallasa, Stevena Seagala czy zespół 30 Seconds To Mars, który jest chyba jedynym na tym bożym świecie bardziej irytującym zespołem od U2. Za Oceanem to raczej muzykom udaje się zrobić kariery w filmie, i to raczej w lidze aktorów charakterystycznych, vide Tom Waits czy David Bowie. W Polsce jest zupełnie, ale to zupełnie odwrotnie.
Polacy uwielbiają, gdy aktor wchodzi w rolę wykonawcy scenicznego. Tradycja ta ciągnie się już od czasów Kabaretu Starszych Panów. Wierszowano-śpiewane recitale Edyty Geppert, Magdy Umer czy Michała Bajora to tętnicza krew polskiej muzyki, i nie ma co ukrywać, że pompatyczne ekstrawagancje Michała Wiśniewskiego wyrosły właśnie na tym gruncie. Polacy tak kochają piosenkę aktorską, że dzisiaj od alternatywnych songwriterek i rockowych twardzieli wybierają aktorów, którzy odgrywają tychże – patrz Maria Peszek i Piotr Rogucki.
Może przyczyna leży w tym, że Polacy masowo kochają patos i grafomanię, to nieodłączne dla piosenki aktorskiej wysokie C, które może zagwarantować tylko gruntownie ukształtowany przez PWST i kilotony wyrecytowanej poezji aktor? Bo przecież nieważne, czy słuchamy „elektronicznej alternatywy" w wydaniu Peszek, „progresywnego rocka" Comy czy „prawdziwego, depresyjnego rock'n'rolla" Dr. Misio. Mentalnie płyty tych wykonawców nawet nie stały obok gatunków, które próbują udawać. Nad każdą z nich unosi się niezdrowy zapach spełnionej zachcianki. Zresztą wystarczy posłuchać oryginałów z każdej z tych stylistyk, aby zrozumieć, że w każdej z tych płyt, pod spodem, poza granicą słyszalności, czai się drżący wrzask Michała Bajora. I że Polacy, wybierając się po płyty do Empiku, nie szukają tak naprawdę zbiorów piosenek z danego gatunku. Platynowe płyty nagrane przez aktorów dowodzą jednego – mimo że dla wielu antropologów polskiej popkultury obrazem rdzennego, polskiego pieśniarza jest discopolowiec w swetrze z golfem i z odłączoną gitarą, Polacy szukają specyficznych wzruszeń. Takich, które może dać im tylko aktorski recital.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|